Ulica Włodkowica we Wrocławiu przeżywa ostatnio kulinarne oblężenie. Obok tych wszystkich streetfodowych restauracji, kraftowych browarów i hipsterskich kafejek nagle znikąd wyrasta Jasna. Restauracja, która swoim konceptem nijak nie pasuje do cool miejscówek, których wokół pełno. Położona obok hotelu Brajt swoim sterylnym, eleganckim i sztywnym wizerunkiem raczej nie zachęca do wejścia. Bo na myśl przychodzi tylko, że to ekskluzywna restauracja, w której niekoniecznie można zjeść coś dobrego. I nagle okazuje się, że pozory mylą… bo Jasna skrywa w sobie szefa kuchni hanysa, który na obiad serwuje nie saint jacques i ogólnie bułkę przez bibułkę, a prawdziwy śląski łobiod.
Mowa tutaj oczywiście o Tomaszu Hartmanie, na którego dźwięk imienia wszystkim wrocławskim foodie robi się gęsia skórka niemal taka sama, jak każdemu smakoszowi na nazwisko Redzepi. Jest również coś, co tych dwóch Panów łączy: to skłonność do odkrywania kuchni na nowo, badania jej niezmierzonych meandrów, szukania niuansów i wydobywania z produktów duszy, by móc potem podać ją na talerzu. Tomasz Hartman słynie z niebanalnych projektów — jak choćby znany już chyba na całą Polskę kolektyw Food Think Tank. Tomasz lubi szokować, ale przede wszystkim serwuje jakość. Można się było o tym przekonać, odwiedzając restauracje, w których dzierżył pałeczkę szefa kuchni, mowa tutaj o Folks, czy Szajnochy 11. Od pewnego jednak czasu można jednak zauważyć u niego tendencję do odkopywania kulinarnych korzeni. Mówią o tym zarówno jego przedsięwzięcia w ramach FTT, jak i sam fakt, że podjął się pracy w Jasnej, gdzie postanowił pokazać swoją śląską naturę. Stąd też menu obfituje w dania charakterystyczne dla tej kuchni. Znajdziemy w nim śląską roladę, modrą kapustę, szare kluski, makówki, kopytka, rosół, czy żeberka. Jednak w opozycji do kuchni śląskiej znajduje się nowy konik Tomasza Hartmana — warzywa. To nad nimi postanowił podjąć swoje kulinarne eksperymenty, by wydobyć z nich 100% smaku. Jak sam twierdzi, warzywa są trudnym produktem, szczególnie gdy nie mają być one tylko dodatkiem na talerzu, a bohaterem. Sztuki wydobywania z nich smaku trzeba się nauczyć; warzywo łatwo „zabić” pod naporem przypraw, zaś kunsztem jest jego smak podkreślić. W Jasnej znajdziemy kilka intrygujących pozycji, w których właśnie smak warzywa został podkręcony. Mnie szczególnie ujęły pieczone papryki, słodkie w smaku, z nutką goryczy płynącej z ich podpalenia, podawane ze szczypiorkowym olejem i lokalnym łomnickim serem oraz wyborny jerozolimski kuskus z kalafiorem i olejem rydzowym, kremowy, delikatny, pieszczący podniebienie! Dania kuchni śląskiej pachną zaś domowym ogniskiem, są prawdziwe, pełne smaku. Krucha rolada z bogatym wnętrzem przywołuje na myśl babciny obiad, a szare kluski sprawiają, że aż się cieszy buzia. O rewelacyjnych makówkach na deser, nie wspominając.
Jasna dopiero po cichutku i powoli budzi się do życia, ale sądzę, że za sprawą Tomasza Hartmana niedługo będzie tutaj pełno. Już podczas proszonej kolacji goście tłumnie przychodzili do wolnych stolików. Spoglądając na nich, strasznie się cieszyłem. Wszyscy wokół wcinali swojską roladę — to piękny widok; w końcu nie wstydzimy się naszej kuchni, jesteśmy z niej dumni, z niej i z naszych korzeni. Oby to był początek powstawania cudownych polskich restauracji, których tak bardzo wokół brakuje. Polska kuchnia naprawdę ma się czym poszczycić i uważam, że czas na jej docenienie właśnie nadszedł.
Restauracja Jasna || ul. Włodkowica 18, Wrocław
2 komentarze
Dania wyglądają rewelacyjnie. Tak jakby rzeczywiści domowy obiad, ale podany w piękny i elegantszy sposób 🙂
Prawda? Polska kuchnia może mieć jednak klasę na talerzu 😉