Mesdames et Messieurs Wrocław w końcu doczekał się francuskiej restauracji, a może raczej bistra, które o miano restauracji pretenduje, które można bez wyrzutów sumienia polecić. O tym, że kuchnia francuska w naszym mieście jest zaniedbywana powszechnie już wiadomo. Owszem jest kilka miejsc, w których można znaleźć francuskie wypieki i śniadania korespondujące z kuchnią kraju nad Loarą, ale o dobrą kolację jest niezwykle trudno. Myślę, że ma na to wpływ samo powszechne podejście do owej kuchni. Boimy się jej i uznajemy ją raczej za wyszukaną, nadętą i bardzo trudną w przygotowaniu. Na blogu często udowadniam, że to nie jest prawda, bo obok haute cuisine istnieje także kuchnia domowa, mało skomplikowana i pachnąca.
Vis-à-vis całkiem sprawnie łamie te stereotypy, tworząc przyjemne dania o dość wyszukanej formie, ale nawiązujące do prostych, powszechnie znanych smaków. Myślę, że duży wpływ ma na to sama wizja szefa kuchni — Michała Westera, który postanowił zbudować menu bazujące na polsko-francuskim mariażu. Już samo wnętrze restauracji pozwala nam poczuć ulgę, bo zamiast sztywnej atmosfery, panuje tu przyjemny industrialny styl ze szczyptą ciepła francuskiej boulangerie.
Wracając jednak do kuchni, na co dzień Vis-à-vis skupiło się na serwowaniu śniadań oraz lunchy. Te ostatnie zmieniają się co tydzień. Znajdziemy tutaj między innymi: tradycyjne crêpes, croque-madame, croissanty, quiche, czy moje ulubione galette bretonne. Dodatkowo od środy do niedzieli w godzinach wieczornych jest dostępna specjalna karta, w której widać ambicje Vis-à-vis do bycia nie jedynie bistro, a francuską restauracją z prawdziwego zdarzenia, co zdecydowano się udowodnić podczas degustacji.
Przed posiłkiem podano nam pieczywo własnego wypieku z dwiema pastami: warzywną i z ciecierzycy. Tę ostatnią celowo nie nazywam hummusem, bo na to miano trzeba zasłużyć, a dość nijaka smakowo papka z cieciorki niewiele miała wspólnego z oryginałem. Jednak domowy chleb i pastę warzywną, przypominającą ajvar, oceniam bardzo dobrze.
Hors-d’œuvre wieczoru była świetna marynowana makrela z piklami, dynią i maślanką. Ryba została przyrządzona niczym polski śledź, co pozwoliło uzyskać bardzo ciekawy i nietuzinkowy efekt. Uważam to za świetny zabieg łączący tradycje kulinarne dwóch krajów.
Kolejno podano nam entrée, w której rolę wcieliło się kacze soupe du jour podawane z warzywami i mięsnym krokietem. Samo consomme było rewelacyjne, aromatyczne, z wyczuwalnym aromatem kawy i orientalnych przypraw. Dodatkowo nie zabrakło przy jego serwowaniu małego show, bowiem zupa została wlana na talerz przy gościu, zgodnie z obowiązującymi trendami.
Pora na plat principal! Na pierwszy ogień poszedł dorsz serwowany z purée z jarmużu i cebuli. Doskonale przyrządzona ryba była tutaj zdecydowanie jednym z lepszych punktów kolacji. Jednak moje serce zdobyła kaczka podana z selerem i sosem demi glace z dodatkiem czekolady. C’est formidable! Cudownie różowa, przyrządzona metodą sous-vide wprost rewelacyjnie komponowała się z dodatkami. Dla mnie była ona perfekcyjnym zwieńczeniem uczty, które nieco popsuł deser.
Tarte au citron to jedne z moich ulubionych słodkości. Cytrynowy krem, beza włoska i kruchy spód — to brzmi bajecznie prawda? Niestety tutaj Vis-à-vis zaliczyło małą wtopę, bo spód nie był kruchy, lecz twardy. Tak twardy, że przy naporze łyżeczki po krótkiej chwili znajdował się w powietrzu. Do tego niestety podane były bardzo słabe lody chałowe, które moim zdaniem jeszcze popsuły cały efekt. Ale tę wpadkę mogę wybaczyć, bo lody nie były samodzielnej produkcji.
En résumé, Vis-à-vis ma potencjał i to całkiem spory. Serwowane dania były w większości bardzo smaczne i pięknie podane. Szef kuchni fajnie bawi się smakami, bazując na kuchni francuskiej, dodaje jej rodzimego charakteru. Menu jest przemyślane, chociaż wymaga jeszcze w niektórych punktach dopracowania, ale biorąc pod uwagę, że byliśmy pierwszymi gośćmi, którzy próbowali wieczornej karty, to na pewne potknięcia można przymknąć oko. Szczególnie że wyborne serwowane wino (Le favourite du Gaston) wprawiło mnie w tak doskonały nastrój (tak, wiem, łatwo mnie przekupić), że z trudem przyszło mi wytknięcie nawet tych drobnych błędów. Zaś ja do Vis-à-vis z pewnością jeszcze zajrzę, bo sarnina z burakiem i wanilią, czy tamtejsze petit déjeuner kuszą mnie niezmiernie. Bon appétit!
Vis-à-vis || ul. Piłsudskiego 54-56, Wrocław
4 komentarze
Wszystko wygląda bardzo apetycznie i kusząco! Jeśli tylko będę miała okazję, to na pewno tam zajrzę. I jak zwykle ciekawa recenzja
Bardzo dziękuję za miłe słowa i zachęcam do odwiedzin, chociaż Ty masz kuchnię francuską z prawdziwego zdarzenia na codzień, więc nie wiem, czy można to przebić ?
Kiedy tylko mam okazje przygotować coś francuskiego, być i jeść we Francji czuje się wyjątkowo. Króluje kuchnia włoska i azjatycka, a o kuchni francuskiej tak mało wiem,a coś ciągnie mnie aby ją poznać i nie mam gdzie
To prawda, szczególnie, że kuchnia francuska ma tak wiele do zaoferowania. Dlatego dziwi mnie, że jest u nas tak zaniedbywana. I dla mnie również ma w sobie coś magicznego, bo już samo gotowanie tych potraw pozwala mi się czuć magnifique! ☺️