Tym wpisem postanowiłem rozpocząć nowy cykl. Podróżując po świecie, jednymi z najczęściej odwiedzanych przeze mnie miejsc są targi. To właśnie dzięki nim można odkryć, co jadają ludzie w danym regionie, na czym bazuje ich kuchnia i jakimi specjałami mogą się poszczycić. Tam jest ukryta cała kulinarna historia, która każdego dnia na nowo ożywa, by móc znaleźć swój szczęśliwy finał w kuchni kupującego. Zapraszam na fotorelację z Mercat Central w Walencji, który nieco ponad dwa tygodnie temu odwiedziłem specjalnie dla Was. 😉
Kiedy dwa lata temu mieszkałem w Walencji, jednym z moich ulubionych miejsc był Mercat Central (lub po kastylijsku Mercado Central). Tam przychodziłem po najlepszą jamón serrano, ser manchego, ezgotyczne owoce, najlepsze na świecie oliwki, czy świeżo złowione ryby. Mimo że samo miejsce jest dość turystyczne (w końcu znajduje się na liście must visit każdego przewodnika po Walencji), to lubiłem w nim kupować. Targ posiada swój niepowtarzalny klimat, którego może mu pozazdrościć barcelońska La Boqueria. Jej umiejscowienie przy zatłoczonym deptaku La Rabmla powoduje, że jest ona tylko i wyłącznie miejscem wędrówek wszędobylskich turystów i nachalnych sprzedawców, którzy patrzą głównie na nasze portfele. Mercat Central to miejsce spokojniejsze, bardziej intymne i co więcej: po prostu prawdziwe.
Co zachwyca już przed samym wejściem na targ to zapierająca dech w piersiach architektura, która współgra z całą okolicą, głównie z pobliską giełdą jedwabiu (La Lonja de la Seda) i kościołem (La Iglesia de los Santos Juanes). Bez zastanowienia można powiedzieć, że jest to jedna z najpiękniejszych budowli w Walencji. Budynek został zaprojektowany w 1914 roku przez barcelońskich architektów: Francesca Guàrdia i Viala i Alexandra Solera w modernistycznym stylu, w którym można znaleźć również nawiązania do gotyku. Połączono tutaj żelazną konstrukcję ze szkłem i ceramicznymi kopułami (najwyższa ma aż 30 m wysokości). Boczne pawilony zostały zaś wykonane w całości z cegły, kamienia i dekoracyjnych ceramicznych kafli. Budowę zakończono z początkiem 1928 roku. W Mercat Central znalazło się miejsce aż dla 959 stoisk.
Sam targ działał w tym miejscu jednak znacznie wcześniej, bo już od 1839 roku jako Mercado Nuevo. Był on oczywiście prowadzony na świeżym powietrzu. Dopiero pod koniec XIX wieku walencki ratusz (L’Ajuntament de València) rozpoczął konkurs na projekt budynku, który wygrali panowie nadmienieni powyżej.
Mercat Central zrzesza aż 300 małych sprzedawców na powierzchni ponad 8 tys. metrów kwadratowych, którzy codziennie oferują świeże produkty, co czyni go w tej kategorii największym targiem Europy. Jako ciekawostkę mogę również dodać, że był to pierwszy bazar na świecie, który umożliwił dostawę produktów do domu, dzięki informatyzacji działu sprzedaży. Miało to miejsce już w 1996 roku [sic!].
Obecnie Mercat Central obfituje w stoiska oferujące następujące produkty: ryby, owoce morza, wędliny, wszelkiego rodzaju mięsa (także koninę, czy mięso z zebry i krokodyla, co uważam, że jest trochę przerażające), owoce, warzywa, pieczywo, miody, słodycze, przyprawy, wina i tradycyjne wypieki. Można tutaj nabyć wiele lokalnych specjałów, takich jak: chufa, czyli bulwy cibory jadalnej, z której wytwarza się słynny orzeźwiający napój horchata de chufa (wal. orxata de xufa) oraz mój ulubiony turrón de Jijona, czyli tradycyjny nugat wytwarzany z miodu, cukru, migdałów i białek. Nie brakuje tutaj również barów przeznaczonych dla turystów, w których można spróbować choćby słynnej paella valenciana i miejscowego wina. Moją uwagę jak zawsze przykuły egzotyczne owoce i warzywa: pitahaya, okra, nieznana mi dotąd odmiana słodkiego ziemniaka (ñame), czy moja ukochana dynia figolistna, z której robi się najlepsze konfitury pod słońcem – cabello de ángel, czyli po hiszpańsku włosy anioła.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie w Walencji, to koniecznie musicie odwiedzić to miejsce. Mercat Central jest czynny od poniedziałku do soboty od 7 do 15. Sądzę, że znajdziecie go z łatwością. Wystarczy, że pokierujecie się na Plaça del Mercat lub Plaça Ciutat de Bruges. Po więcej informacji odsyłam Was na stronę internetową targu: www.mercadocentralvalencia.es.
30 komentarzy
Wow to wszystko wygląda tak imponująco! 😀
Prawda? 😀
miałam okazję zwiedzać targ w Rocie, nie był tak okazały, ale też ma swój klimat;)
Mimo że w Rocie nie byłem, to wiem, że targi w Andaluzji też mają swoją niepowtarzalną atmosferę 😉
Wow! Wow! Wow! Mieszkales w Walencji???? suuuper!
Taaaak, to miasto było mi domem przez pół roku 🙂 A teraz postanowiłem ponownie je odwiedzić 🙂
No to byliśmy prawie sąsiadami ,mieszkam niedaleko Valencii ,ale na opisywanym przez ciebie targu nigdy nie byłam.Muszę to nadrobić .Naprawdę mieli mięso z zebry ,czy to tylko jakiś chwyt marketningowy???
Serio? O kurcze! To dopiero zbieg okoliczności! 😀 Na targ musisz wybrać się koniecznie, tym bardziej, jeśli tak blisko mieszkasz 🙂 Z A z tym mięsem trudno mi stwierdzić, bo po samych pokrojonych kawałkach (widzianych w dodatku z daleka) trudno było stwierdzić. Sam nawet nie miałem odwagi, by przyjrzeć im się z bliska. Ale spodziewam się, że to może być prawda…
Toż to istny raj! 😀 Coś czuję, że gdybym sie tam znalazła, miałabym ochotę kupic wszystko 🙂
Haha, to prawda – raj na ziemi! Ja też zawsze muszę się powstrzymywać. Ogólnie w Hiszpanii mam taki problem, że za dużo wydaję na jedzenie 😛
Wow, raj, wygląda to wspaniale 🙂
Trudno mi się z Tobą nie zgodzić. 🙂 Byłem tam wiele razy i za każdym targ mnie tak samo zachwycał 🙂
Wspaniała fotorelacja, przez chwilę zagłębiłam się w ten świat. Gdy byliśmy w Rzymie tam też wszystko było tak dorodne i kolorowe. Chodzić po takim targu, to marzenie każdego kucharza – profesjonalisty i amatora 🙂
Och tak, masz rację! Nie ma nic wspanialszego niż odwiedzanie takich miejsc. 🙂 Żałuję tylko, że wcześniej nie wpadłem na pomysł, aby fotografować odwiedzane targi 🙁
Uwielbiam takie miejsca,pamiętam targ ziół i przypraw w Niceii pełen kolorów i aromatów,czy grecki targ z owocami i warzywami z przydomowych ogródków,szkoda,że wtedy nie wiedziałam nic o blogowaniu,bo targi byłyby jeszcze większą atrakcją.
Och tak, też tego bardzo żałuję, że większość targów miałem okazję zobaczyć jeszcze w czasach sprzed blogowania, bo chyba teraz sprawiają one jeszcze większą frajdę niż przedtem. No ale cóż – jest co nadrabiać 😉
Świetnie oddałeś klimat targu na zdjęciach,o więcej poproszę:)
I dziękuję za komplement. 🙂 Relacje z 2 innych targów już czekają na publikację, więc sądzę, że niebawem się pojawią 😉
Piękne miejsce, wszystkiego chciałoby się spróbować i ten rekin 🙂
Haha, ten rekin trochę wieje grozą, ale aż nie mogłem się oprzeć, by nie zrobić mu zdjęcia 😀
Też uwielbiam lokalne targi i zawsze odwiedzam je, gdy jestem zagranicą. Z hiszpańskich byłam na targu w Barcelonie oraz Madrycie. Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację:)
Cieszę się Zuza bardzo, że moja relacja przypadła Tobie do gustu 🙂 Ten w Barcelonie również odwiedziłem, ale jakoś nie przypadł mi aż tak do gustu. Z jednej strony jest bardziej kolorowy i różnorodnych produktów jakby więcej, ale a drugiej te hordy turystów jakoś mnie zniechęciły…
O tak, ja w Hiszpanii uwielbiam zaopatrywać się na targach, ale też na jarmarkach, szczególnie w przyprawy, kwiaty i owoce 🙂 zwiedziłam już naprawdę wiele hiszpańskich, tego jednak nie. Super relacja 🙂
Hiszpania (w sumie jak wszystkie kraje południowe) słynie z świetnych targów, które warto odwiedzać, a zaopatrywanie się na nich to czysta przyjemność 🙂 I przy najbliższej okazji polecam Tobie odwiedzić ten w Walencji 😉
o żesz ty orzechu! Cudoooo <3
Prawda, że cudowne miejsce? 😀
pieknie pieknie !!!! tam chce byc ! najlepiej teraz. juz
Haha, wcale się nie dziwię! 😀
Byłam tam przypadkiem 6 lat temu- było cudownie!!! Jedno z najlepiej zapamiętanych miejsc w Walencji.. Do dziś tęsknię za oliwkami, szynką i serem sprzedawanymi w papierowych rożkach do natychmiastowej konsumpcji, aromatycznymi pomarańczami i widokiem tych wszystkich potworów morskich…
Och, jak cudownie! Dla mnie to nadal jeden z najwspanialszych targów i mam do niego ogromy sentyment! 🙂 A walenckie pomarańcze nie mają sobie równych! 🙂