O odwiedzeniu La Maddaleny podczas festiwalu Restaurant Week marzyłem już od poprzedniej edycji. Jednak upolowanie stolika do jednej z bardziej obleganych wrocławskich restauracji graniczyło z cudem. Tym razem się udało i tym bardziej jestem szczęśliwy, bo menu przygotowane przez szefa kuchni — Damiana Blidzia totalnie mnie oczarowało i sprawiło, że wizytę w La Maddalenie mogę porównać do odwiedzin w Tate Modern albo Centre Pompidou, bo tutaj na talerzach serwuje się nie dania, lecz sztukę i to w najlepszym modernistycznym wydaniu.
Przystawka
Jako entrée tej znamienitej uczty zaserwowano marynowaną w czerwonej kapuście troć z pięknymi fioletowymi lamówkami posypaną czarnuszką oraz solą krewetkową, podaną z bitą śmietaną i falującym chipsem z musztardy. Ryba była nienachalna w smaku (jak na przykład łosoś), delikatna i masłowa. Świetnie komponowała się z ubitą kremówką, a jej smak został idealnie wyważony przez wyrazistą czarnuszkę i kwaskowy mus z czerwonej kapusty.
Danie główne
Tutaj na talerzu działo się sporo, ale mimo tego danie nie było przekombinowane. Gościom pozwolono bawić się konstrukcją i składać smaki według uznania. Punktem głównym była perfekcyjnie przyrządzona polędwica z sarny — miękka, krucha i delikatna. Towarzyszyły jej na talerzu: łagodny i śmietankowy w smaku mus z selera, zaskakujący nie tylko barwą, ale i smakiem ziemniak truflowy, kwaśno-słodka konfitura z żurawiny, orzeźwiający cytrynowy puder i głęboki w smaku sos z palonej cebuli. Wszystkie smaki idealnie się komponowały i dały dużo możliwości łączenia. Jedyny żal mam do tego, że porcja była tylko degustacyjna, bo na takie danie chętnie przyszedłbym w pełnowymiarowej formie. 😉
Deser
Moja ulubiona część każdej degustacji, jak na łasucha przystało, to oczywiście deser. Ten był fenomenalny. Intensywny w smaku mus czekoladowy podany z finezyjnie zawiniętą galaretką karmelową zdobył moje serce. Do tego malutkie beziki, wiśniowa konfitura, miętowy mech i puder z pomarańczy świetnie dopełniały to dzieło. Właściwie jedyną uwagę, jaką mam do niego, to jego wielkość — w porównaniu z resztą dań był gigantyczny i nie zdołałem mu podołać (aż sam temu nie dowierzam). Nie zmienia to faktu, że był przesłodki i przepyszny!
Podsumowanie
Dania zaserwowane przez Damiana Blidzia wprawiły mnie w osłupienie i to było absolutnie to, czego zazwyczaj oczekuję od restauracji. Dobre jedzenie oczywiście zawsze samo się obroni, ale kunsztowna forma podania sprawia mnogość wrażeń estetycznych i powoduje, że po posiłku nie tylko mój brzuch czuje się nakarmiony, ale także moje oczy i dusza, niczym po obcowaniu ze sztuką. Damian Blidz absolutnie pokazał, czym jest food design i jak powinna wyglądać współczesna kuchnia. Mnogość barw, tekstur i zabawa formą (jeśli nie góruje ona nad treścią) to jest coś, co lubię i co sprawia, że wychodzę z restauracji bogatszy nie tylko o nowe doznania smakowe, ale i zainspirowany po odkryciu nowych form prezentacji potraw. Jako że Restaurant Week dobiegł już końca, to nie będę Was zapraszał do szybkiej rezerwacji stolika w La Maddalenie, ale za to zachęcam do śledzenia kolejnej edycji lub do odwiedzenia restauracji poza festiwalem. Ja z pewnością przy najbliżej okazji się tam wybiorę! 😉
2 komentarze
Małe dzieła sztuki 🙂
Prawda? 😉