Gniazdo to nowe miejsce na kawiarnianej mapie Wrocławia. Położone w sercu miasta, naprzeciwko Opery zachęca nie tylko ładnym wnętrzem, ale i bogatą ofertą wysokiej jakości kaw single-orgin oraz różnymi technikami jej parzenia: oprócz tradycyjnej małej czarnej z ekspresu, możemy tutaj spróbować kawy z Chemexu, AeroPresu, czy Dripa. W Gnieździe, jak nigdzie indziej, pracują prawdziwi pasjonaci i wiedzą, że różne ziarna wymagają odmiennego traktowania. Wraz z: Z Widelcem po Wrocławiu, Smażonymi Zielonymi Pomidorami, Hasta la bistro, Edek i My oraz Ja tu tylko jem zostaliśmy zaproszeni na cupping, czyli profesjonalną degustację kaw z różnych zakątków świata.
Kawosz żółtodziób (chociaż od wizyty w Gnieździe nie aż taki)
Kawę lubię, ale żaden koneser ze mnie nie jest. Przy baristach z Gniazda aż wstyd się było przyznać, że na co dzień pijam rozpuszczalną, albo jakąś podrzędną mieloną zaparzaną w kawiarce. (Z hektolitrami mleka oczywiście, bo im mniej kawy w kawie, dla mnie, tym lepiej). Marta, Filip i Justyna – bariści, którzy nas rozpieszczali tego wieczoru, mogą się pochwalić jednak znacznie większą ode mnie dozą pietyzmu w tej kwestii. Ba, po pierwsze mogą się pochwalić przeogromną wiedzą, przy której taki żółtodziób, jak ja, totalnie odpada. Oni wiedzą, gdzie kawa rośnie (o dziwo wcale nie tam gdzie pieprz), w jaki sposób się ją wypala, a co najważniejsze: jak z mielonego ziarna uzyskać ten cudowny napar. Od razu mogę Wam wspomnieć, że przed tym, zanim napój znajdzie się w Waszych filiżankach, bariści Gniazda sprawdzają dokładnie, która metoda parzenia będzie najodpowiedniejszy dla danej odmiany. Cóż to za dbałość o szczegóły! I w tym momencie aż mi głupio, że zwykła neska ze słoika z odrobiną mleka mnie równie mocno zadowala. Na dowód ich kunsztu warto wspomnieć, że cały zespół był nagradzany na różnych konkursach w parzeniu kawy (m.in. z AeroPresu), zarówno w Polsce, jak i na świecie. To już chyba mówi samo za siebie, że czarny napar nie jest im obcy. Informacji sprzedali nam co niemiara, a mnie trudno wszystko było spamiętać i teraz Wam przytoczyć, więc bez wdawania się w szczegóły powiem, co za gratkę dla nas przygotowali.
Siorbanie czasem przystoi
Siorbanie w niektórych kręgach uchodzi za brak kultury, jednak na pewno tak nie jest wśród baristów i smakoszy kawy. Czego dowodem była ceremonia cuppingu, w której mieliśmy zaszczyt wziąć udział. Po raz pierwszy dane nam było wcielić się w prawdziwych kawowych koneserów. Mieliśmy za zadanie wąchać, obserwować i zauważać subtelne różnice między zmielonymi singlami z różnych stron świata. Każdy miał inne spostrzeżenia. Niektóre kawy przypominały nam mokrą ziemię, inne sok pomidorowy, a jeszcze inne zielone oliwki. Każda była na swój sposób wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Następnie wszystkie kawy zostały zaparzone w powtarzalny sposób i po odgarnięciu fusów przeszliśmy do najfajniejszej części cuppingu, czyli siorbania. (Dzięki temu, zasysana do paszczy kawa, zostaje odpowiednio napowietrzona, co pozwala wyczuć cały bukiet jej smaków). Początkowo robiliśmy to nieśmiało i po cichu, by później móc wydać odgłosy na miarę prawdziwych znawców kawy. To wszystko dało nam wspaniały obraz testowanych ziaren i pozwoliło poczuć, jak wiele elementów wpływa na ich smak.
Kawosz też człowiek – jeść musi
Po degustacji kaw Gniazdo przygotowało nam prawdziwą niespodziankę – mogliśmy spróbować wybranych pozycji z ich menu. Podano nam między innymi pikantny krem z ziemniaków z chorizo, dwa rodzaje chrupiących sałat, różne kompozycje nietuzinkowych bajgli i dziesięć (tak dziesięć!) pysznych ciast własnego wypieku. Prawdziwa uczta! Dla takich chwil stanowczo warto być blogerem! Podczas tego niebotycznego obżarstwa, bariści cały czas o nas dbali i zaparzyli dwa wybrane przez nas gatunki kaw dwiema metodami: za pomocą Chemexu i AeroPresu. Chapeau bas, kawy były doskonałe!
Czy warto zagnieździć się w Gnieździe?
Jeśli po moich słowach i po tych zdjęciach (patrz niżej) dalej się zastanawiasz, czy warto, to już nie wiem jak Ciebie przekonać. Może tym, że codziennie wypiekają tam aż 10 pysznych rodzajów ciast? (PS. W weekendy jest sernik pistacjowy!) Albo tym, że to jedno z nielicznych miejsc we Wrocławiu, gdzie nie tylko bardzo, ale to bardzo dobrze zjecie, ale i napijecie się wybornej małej czarnej z jednorodnych ziaren (single-orgin)? Wypalanej na dodatek w polskich palarniach (patrz Audun Coffee). Czy tym, że po wizycie będziecie umieć odróżnić kawę z Salwadoru od Etiopskiej po jej aromacie? Albo może po prostu tym, że możecie tam dowiedzieć się czym Chemex różni się od Dripa i dlaczego warto zabrać AeroPres w podróż? Ja widzę całe mnóstwo powodów. I jedno jest pewne, do Gniazda będę często zaglądał, bo naprawdę warto!
Gniazdo || ul. Świdnicka 36, Wrocław
4 komentarze
Na kawę niekoniecznie ale na guziczki byśmy się skusiły 🙂 Zwłaszcza, że też takie ciasteczka bardzo często robimy 😀
Wcale się nie dziwię, bo są niesamowicie urocze 😀
Mnie też te guziczki oczarowały 🙂 Za to kawa myślę, ze by totalnie zaczarowała – uwielbiam i zazdroszczę degustacji 🙂
Mnie również, to była chyba pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę ;D Mnie i wszystkich gości oczarowała, więc myślę, że z Tobą byłoby podobnie 😉