Przyszła piękna złota jesień, a wraz z nią kruche i soczyste polskie jabłka. Mój dziadek o tej porze roku wybierał się zawsze na targ. Kupował wtedy ogromne worki cebuli, ziemniaków oraz jabłek, które uważał za podstawę wyżywienia w zimowym okresie. Skrzętnie chował je w piwniczce i dzięki temu mógł spać spokojnie przez kolejne miesiące. Babci zadaniem było później te wszystkie skarby zużyć, zanim ziemniaki zapuściły pędy, a jabłka zaczęły przypominać suszone śliwki. Dlatego jesienią bardzo często gościła na stole jabłczanka — zupa z jabłek. Babcia kroiła jabłka w ósemki i gotowała w lekko osolonej wodzie z odrobiną cukru, dodając czasami cynamonu. Następnie zupę zabielała mąką oraz śmietaną. Do tego zawsze gotowała gar ziemniaków, bo dziadek był największym ich pochłaniaczem, i smażyła cebulę na złoty kolor. Później te wszystkie składniki lądowały razem na talerzu. Pamiętam, że mając te kilka lat, nie mogłem się nadziwić, jak słodką zupę można jeść z takimi dodatkami (do dzisiaj również placki ziemniaczane z cukrem są dla mnie tajemnicą). Dlatego zawsze dostawałem osobny talerz z makaronem; koniecznie świderkami, bo innego jeść wtedy nie chciałem.
Jabłczanka to bardzo prosta potrawa, ale mimo tego dla dziadka stanowiła smak dzieciństwa. Wywodził się w końcu z biednej chłopskiej rodziny na Kielecczyźnie, przychodząc na świat chyba w najgorszym możliwym czasie — zaledwie 7 lat przed wybuchem II wojny światowej. W tamtym okresie ludzie potrafili cieszyć się ze wszystkiego, a zapasy wspomnianych ziemniaków, cebuli oraz jabłek były równoznacznikem dobrobytu i swego rodzaju gwarancją na to, że uda się przetrwać nawet najbardziej srogą zimę. W takich chwilach myślę sobie, że nasze pokolenie nie potrafi już docenić tego, co mamy…
Od kilku lat, odkąd dziadka z nami nie ma, babcia nie gotuje już jabłczanki, bo jakoś nie myśli, że ta zupa może jeszcze komuś smakować. Ogólnie te wszystkie owocowe zupy odeszły jakoś w zapomnienie. Mnie jabłczanka przypomniała się jednak w zeszłym roku, gdy tworzyłem przepisy dla Magazynu Kocioł i pomyślałem, że fajnie byłoby odkurzyć tę trochę zapomnianą recepturę i podzielić się nią z innymi. Jednak moja zupa z jabłek jest trochę inna niż ta babcina. Postanowiłem sprawić, żeby jabłczanka była bardziej aromatyczna i jabłka ugotowałem wraz z korą cynamonu, goździkami, liśćmi laurowymi oraz zielem angielskim. Oczywiście słuchając rad babci, zabieliłem zupę odrobiną mąki i kwaśną śmietaną. Taka jabłczanka nie potrzebuje już innych dodatków, ale możecie ją podać z makaronem, albo z ziemniakami i okrasą; ponoć tak smakuje najlepiej, ale nawet ja, po wielu latach, nie odważyłem się na takie połączenie.
SKŁADNIKI
- 1 kg winnych jabłek
- 1 l wody
- 2 listki laurowe
- 3 ziela angielskie
- 3 goździki
- ½ laski cynamonu
- 2 łyżeczki cukru
- ½ łyżeczki soli
- 2 łyżeczki mąki pszennej
- 100 ml śmietany 18%
PRZYGOTOWANIE
- Jabłka obierz, wykrój z nich gniazda nasienne i pokrój w ósemki.
- Przełóż je do garnka i zalej zimną wodą. Wrzuć przyprawy: listki laurowe, ziele angielskie, goździki i korę cynamonu oraz dodaj cukier i sól. Gotuj nad ogniem do momentu, gdy jabłka staną się miękkie.
- Następnie rozrób mąkę w odrobinie zimnej wody i wlej do kociołka, energicznie mieszając przez chwilę. Kolejno do zupy dodaj śmietanę i poczekaj, aż się zagotuje.
- Gotową jabłczankę można podawać z ugotowanymi ziemniakami, makaronem, czy okrasą z cebuli.
4 komentarze
Mmmmm jabłczanka z ziemniakami z okrasą – cudowne wspomnienie wakacji na wsi w lubelskim u mojej prababci 😁😁😁😁😁 Muszę taką ugotować 🍏🍏🍏🍏🍏🍏🥣🥣🥣🥣🥣
Czyli jednak takie specjały nie były gotowane tylko w moim domu. 😊 Uwielbiam, jak takie stare i trochę zapomniane już przepisy, przywołują piękne wspomnienia z dzieciństwa. 😊
Moja teściowa robiła taką zupę wiśniową lub śliwkową i zawsze była podawana z ziemniakami z okrasą z cebulki, była pyszna, ja też ją kilka razy gotowałam, ale teraz faktycznie zupy owocowe poszły w zapomnienie, gdzieś czytałam też o gruszczance.
O wiśniową też uwielbiałem jako dziecko. 🙂 Też mam wrażenie, że zupy owocowe to trochę relikt dawnych czasów, ale cudownie przypominać sobie taką prostą kuchnię – w końcu to smak dzieciństwa. Gruszczanka brzmi świetnie! Coś czuję, że niebawem ją wypróbuję z gruszkami z ogródka. 🙂